CIESZĘ SIĘ, ŻE TU JESTEŚ

Mam na imię Kasia. Na co dzień uczę, jak wykorzystywać narzędzia wizualne do organizacji zadań, wyznaczania priorytetów, realizowania celów oraz poszukiwania własnej drogi działania.

POZOSTAŃMY W KONTAKCIE

kontakt@mapaedukacji.pl +48531684180

E-BOOK DLA EDUKACJI

e-book projekt edukacyjny

ROZMOWA Z GRZEGORZEM KASDEPKE.

W ramach obchodów Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich Biblioteka Publiczna w moim miasteczku zorganizowała spotkanie z pisarzem, Grzegorzem Kasdepke. Autor książek dla dzieci i młodzieży ujął nas swoim humorem, ciepłem, kulturą i wrażliwością. Czwartoklasiści z zainteresowaniem słuchali fragmentów książek czytanych przez pisarza oraz aktywnie uczestniczyli w dyskusji. Po spotkaniu udało mi się porozmawiać z autorem – o inspiracjach, rozczytywaniu Polaków oraz blogosferze.

Fot. Biblioteka Publiczna w Kałuszynie

Katarzyna Berska: Dlaczego zdecydował się Pan uczynić odbiorcą swojej literatury właśnie dzieci?

Grzegorz Kasdepke: Nie chciałem być autorem dla dzieci. Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że będę pisał książki dla dorosłych, na początku fantastyczne. Interesowałem się tym nurtem literatury, debiutowałem w piśmie „Fantastyka” u Maćka Parowskiego. Byłem wówczas w liceum, ale jako kierunek studiów wybrałem dziennikarstwo, bo wiedziałem, że żeby zostać pisarzem, muszę przejść pewne etapy, a już na pewno muszę zarabiać pieniądze.

Kiedy decydowałam, jakie studia wybrać, również myślałam o dziennikarstwie. Wtedy jednak jedna z dobrych dusz w moim otoczeniu napomknęła mimochodem, że lepiej zrobię, decydując się na filologię polską, ponieważ dziennikarstwo tak naprawdę niewiele mi przyniesie.

To prawda. Ono nie daje za dużo wiedzy. Jeśli ktoś nie ma własnej pasji, którą pogłębia, to dziennikarstwo jest kierunkiem studiów, niewiele wnoszącym w życie. Mogłem jednak od pierwszego roku pracować. Miałem na to czas. A nie ma innej możliwości nauczenia się tego zawodu jak pracując. Trafiłem do pisma „Polityka” i pisałem o bardzo poważnych sprawach związanych ze społeczeństwem i z polityką jako taką, a potem, po roku – jako że był to początek lat dziewięćdziesiątych, a zatem czas szybkich, niespodziewanych karier – dostałem propozycję pracy jako redaktor naczelny pisma „Świerszczyk”. I prawdę mówiąc ten „Świerszczyk” to była dla mnie niesamowita szkoła dziennikarstwa. Pal licho czy się redaguje pismo dla dzieci, dla kobiet, dla wędkarzy, dla wielbicieli psa czy kota – pewne procesy są takie same w każdej redakcji. Uznałem, że jest to dla mnie świetna nauka zawodu, i taką właśnie była. Dzięki „Świerszczykowi” zrozumiałem, że literatura dla dzieci może być literaturą przez wielkie L. Trafiali do mnie autorzy wybitni, ale także byle jacy. Czasami trafiali się również autorzy, którzy byli leniami i nie przynosili na czas zamówionego materiału. Ja wówczas, żeby nie było dziury w numerze, pisałem swój tekst – opowiadanie albo bajkę, by zapełniać luki. No i tak właśnie, zapełniając luki w „Świerszczyku”, nagle stałem się autorem piszącym dla dzieci. A gdy urodził się mój syn (miałem wtedy dwadzieścia trzy lata), wiedziałem, że mam o kim pisać i dla kogo pisać. Bardzo mnie to cieszyło – i cieszy do tej pory.

Pana książki są bardzo charakterystyczne, to literatura dla dzieci, ale z pewnym przesłaniem, i tak też jest odczytywana – jako książki o emocjach. Dlatego tak wielu dorosłych po nie sięga.

Tak, to duża radość i satysfakcja.

I ten humor, który się w nich pojawia, właściwie w każdej książce. Czy uważa Pan, że to jest rzecz, która zachęca dzieci i dorosłych do czytania? Czy nieco inne książki, ze szczegółowymi, długimi opisami, mniejszą ilością akcji, czy one też budziłyby takie zainteresowanie?

Myślę, że na świecie jest bardzo wiele różnych typów czytelników, tak samo jak jest wiele rodzajów książek i wielu autorów, którzy prezentują własne podejście do literatury. Mam wrażenie, że tym, co przyciąga moich czytelników do moich książek – dzieci i dorosłych – jest rzeczywiście pewne poczucie humoru, o którym pani wspomina.

A w życiu prywatnym? Czy to poczucie humoru towarzyszy Panu zawsze?

Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że jestem osobą w miarę pogodną, ale przecież wszyscy znamy to powiedzenie, że „nie ma nikogo bardziej ponurego niż humorysta”. Staram się rzeczywiście życie brać z uśmiechem, bo jestem przekonany, że Pan Bóg po to stworzył poczucie humoru, żebyśmy sobie łatwiej z tym życiem radzili. A wracając do pani wcześniejszego pytania – myślę, że powodzenie Harry’ego Pottera i książek magicznych świadczy o tym, że jest też zapotrzebowanie na inne książki.

Do takich nieco innych Pana książek można byłoby zaliczyć Poradnik hodowcy aniołów. Jak odebrali ją czytelnicy?

Tak, jest rzeczywiście nieco inna. Ukazała się kilka lat temu. Trochę obawiałem się reakcji czytelników, bo to jest moja jedyna książka, która nie śmieszy. Trochę smutna, trochę straszna…, ale ku mojemu zaskoczeniu i radości – cieszyła się niezwykłą popularnością, zwłaszcza wśród dziewczyn z czwartej, piątej klasy. Czyli jednak czytelnicy czytają różne książki. Powodzenie opowiadania O psie, który jeździł koleją Pisarskiego świadczy o tym, że dzieci też lubią płakać.

Pana książki w tej chwili to bestsellery, utrzymujące się bardzo wysoko w rankingach książek dla dzieci, sprzedające się w ogromnych ilościach. Skąd inspiracje, pomysły na tak dobrze ocenianą literaturę?

Ostatnimi czasy spotkania z dziećmi stały się dla mnie jeszcze ważniejsze niż do tej pory. Jeżeli chcę być nadal autorem książek dla dzieci – a chcę, bo lubię to bardzo – to muszę z dziećmi rozmawiać. Zawsze, gdy czytam im książkę, bardzo pilnie strzygę uchem i słucham, w jaki sposób reagują na fragmenty przeze mnie wybrane. Zawsze jestem ciekaw ich pytań. Rozmawiam z nimi, żeby wiedzieć, kim obecnie są najmłodsi czytelnicy. Mój syn już nie jest dzieckiem, ma lat dwadzieścia dwa – najważniejsze moje źródło inspiracji wyrosło. Ale dzięki rozmowom z dziećmi pomysłów na książki nie brakuje. Często wykorzystuję historie zasłyszane na spotkaniach autorskich.

Takie jak dzisiejsza – ja też to sobie zapisałam – o przewracaniu stolika. (Historia została opowiedziana przez jedno z dzieci podczas spotkania w Bibliotece Publicznej).

No na przykład…

Stolik pułapka.

Pojawia się w pewnym momencie takie natręctwo pisarskie, w zasadzie całe życie traktujemy jak jeden wielki temat na literaturę. I cokolwiek przeżywam – czy radości, czy smutki, nawet wielkie smutki, to zawsze jestem ja, Grzegorz Kasdepke, cierpiący z powodu tego, że coś się stało, a obok jest Grzegorz Kasdepke ciekawy moich reakcji. Pisarz rzeczywiście wykorzystuje wszystko, co się dzieje w jego życiu. To prawda.

Wszystkie Pana historie w niezwykły sposób dopełniane są przez charakterystyczną szatę graficzną. Nie jest ona przesłodzona, baśniowa. Czy to zabieg wydawniczy, czy Pana własny zamysł interpretacyjny?

Ostatnimi czasy wydawcy proszą mnie o opinię na temat ilustratorów, którym zamierzają zaproponować pracę nad moimi książkami. Wspólnie wybieramy właściwą osobę – a potem staram się już nie wtrącać do tego, co robi ilustrator. To jest jego samodzielne dzieło, samodzielna praca. Poza tym lubię być zaskakiwany. Praca ilustratorska jest jednocześnie rodzajem interpretacji tekstu. Mam oczywiście swoich ulubionych ilustratorów. Piotr Rychel ilustruje książki o Pozytywce i o Kacprze od lat. Ewa Poklewska-Koziełło, sopocka ilustratorka, ilustruje moje książki o Kubie i Bubie. Dzieci już tak mocno identyfikują z wymyślonymi przez nich postaciami, że nie wyobrażam sobie, aby można było je zmienić.

Takie autorskie spotkania są niesamowitym przeżyciem zarówno dla dzieci, jak i dla autorów. Myślę też, że to doskonała promocja czytelnictwa. Tak wiele się teraz mówi o tym, że dzieci nie czytają, że czas spędzają przede wszystkim przed komputerem lub z tabletem czy telefonem w dłoni. Co Pan sądzi na ten temat? Jakie rady dla rodziców, jako autor literatury dziecięcej, miałby Pan, by nieco podnieść statystyki czytelnicze wśród naszych dzieci?

Po pierwsze rodzice muszą zdawać sobie sprawę z tego, że dzieci mimo wszystko czytają wielokrotnie więcej niż oni. W statystycznej polskiej rodzinie ojciec czyta mniej niż jego dziecko. Te fatalne wyniki czytelnictwa, które ostatnio podała Biblioteka Narodowa, mówiące o tym, że tylko 36% Polaków przeczytało jedną książkę w zeszłym roku, to wyniki badań przeprowadzanych na osobach dorosłych. Małe dzieci czytają dużo więcej. A jeżeli rodzice nie czytają, to i ich dzieci wcześniej czy później przestaną. Poza tym my, rodzice, często popełniamy błąd traktując książkę jako narzędzie kary. Przestań grać w gry komputerowe, lepiej byś przeczytał książkę!. Dzieciom zapisuje się w podświadomości informacja, że książka to narzędzie represji (śmiech). Rodzice powinni od maleńkości czytać swoim dzieciom, wyrabiać w nich pewien nawyk czytania, ale w życiu dziecka dziecka powinno być miejsca na wszystko: grę, telewizor, sport, wygłupy i na czytanie. Nie róbmy z książki narzędzia presji, raczej przedstawiajmy ją jako super rozrywkę. Rozrywkę dla elit!. Zawsze powtarzam – trochę przekornie – że nie wszyscy muszą czytać książki, bo nie wszyscy muszą być mądrzy. Po prostu.

Rozczytana rodzina to rozczytane dziecko. Jak to wyglądało u Pana? Jaki był Pana ulubiony bohater książkowy w dzieciństwie i do jakiego bohatera własnych książek ma Pan największy sentyment?

Moim ulubionym bohaterem jest oczywiście mój syn Kacper, bohater literacki, ale i bohater mojego życia. Byłem przerażony, gdy dowiedziałem się, że będę ojcem, ale dzieci zmieniają świat na lepszy. Trzeba się zmobilizować i uporządkować swoje życie. Gdyby nie Kacper, osiągnąłbym zapewne o wiele mniej.
A jeśli chodzi o innych bohaterów, to ważni byli dla mnie zawsze narratorzy książek Edmunda Niziurskiego, z którymi trochę się identyfikowałem. Jako smarkacz oczywiście uwielbiałem także książki Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Co jeszcze? Winnetou Karola Maya był dla mnie ważną postacią. Nie wiedziałem, że Karol May wymyślił swoje książki o Dzikim Zachodzie siedząc w więzieniu niemieckim, i że nawet nie widział Ameryki. Po latach okazało się, że May był niesamowitym blagierem, ale za to utalentowanym.

Ten talent jest bardzo istotny. W obecnych czasach coraz większa jest liczba osób, które chciałyby napisać swoją książkę dla dzieci. Jakie rady miałby Pan dla takich marzycieli?

Gdy dzieci mnie o to pytają – bo przecież są dzieci, które mają ogromne marzenia związane z literaturą – zawsze mówię, żeby wyrobiły w sobie po pierwsze nawyk regularnego pisania, żeby na przykład prowadziły pamiętnik. To jest ważne – raz na jakiś czas zapisywać parę słów o tym, co wydarzyło się w życiu. Nawet jeśli autorzy tych zapisków nie zostaną pisarzami, to na pewno będą mieli fajną pamiątkę z dzieciństwa. Przestrzegam młodych pisarzy przed laniem wody. Jeśli jakąś historię można opowiedzieć w dziesięciu zdaniach, to moim zdaniem nie ma sensu rozwlekać jej do zdań czterdziestu. Młodzi pisarze powinni też czytać, po prostu. Choćby po to, aby wiedzieć, co zostało już napisane. A osobom dojrzałym, które chciałyby pisać dla dzieci, radzę, żeby przede wszystkim rozmawiały ze współczesnymi dziećmi. To, co nam się podobało w dzieciństwie, może je nudzić. Rodzice dają czasami swoim dzieciom książki, które sami czytali w smarkatym wieku, a tu szok – nasi milusińscy nie są nimi zainteresowani! Rozmowa z dziećmi jest moim zdaniem najważniejsza.

Jako blogerka pisząca przede wszystkim o książkach dla dzieci nie mogę nie zapytać o blogi z recenzjami albo w ogóle pisanie o książkach w Internecie. Czy to ma Pana zdaniem sens?

Bardzo doceniam blogosferę. Zazwyczaj oceną literatury dla dzieci zajmują się panie i robią to z pasją. Tworzą kanały dystrybucji wiadomości, przekazu informacji, super! Zauważyłem, że opinia w sieci zaczyna być ważniejsza niż recenzje w mediach uważanych za tradycyjne. Oddziałuje dłużej – raz wrzucona, zostaje w Internecie na zawsze. Recenzja w gazecie żyje kilka godzin. Co ciekawe spostrzeżenia blogerów są często o niebo wnikliwsze niż zawodowych krytyków. W imieniu wszystkich tworzących dla dzieci bardzo za tę wnikliwość dziękuję.

Pozycje Grzegorza Kasdepke zajmują ważne miejsce w biblioteczce moich dzieci. Bawią, uczą i zachwycają zarówno trzylatka jak i dwunastolatkę. Są zbiorem interesujących rad dla maluchów, starszaków i dorosłych. Bardzo się cieszę, że udało mi się porozmawiać z autorem. Każdemu blogerowi i blogerce życzę wywiadów w tak spokojnej i miłej atmosferze.

KOMENTARZE

  • 19/06/2017
    odpowiedz

    Moje dzieci wychowały się na książkach tego autora, mamy całą kolekcję tytułów, nawet teraz widzę, że czasami z uśmiechem zaglądają do nich. 🙂 Jak bardzo czuć tę pasję pisania, natychmiast nas do siebie przekonuje. 🙂 Z zainteresowaniem przeczytałam wywiad. 🙂
    Bookendorfina

    • 27/08/2017
      odpowiedz

      Katarzyna Berska

      Dziękuję 🙂 Pan Grzegorz jest niezwykłym, otwartym rozmówcą 🙂 To była sama przyjemność przeprowadzać z Nim wywiad 🙂
      P.S. Przepraszam za brak odpowiedzi, umknął mi Twój komentarz 🙂

  • 21/05/2017
    odpowiedz

    Bardzo ciekawy i wciągający wywiad!

  • 21/05/2017
    odpowiedz

    Kasiu, tylko Ty mogłaś tę rozmowę tak ciekawie poprowadzić:) Pan Grzegorz jest świetnym rozmówcą, ale bez Twojej wiedzy o książkach dla dzieci, ilustracjach, wydawaniu – ta rozmowa nie byłaby taka barwna. Zatrzymałam się przy spostrzeżeniu, żeby pytać dzieci,co im się podoba – to takie oczywiste, a czasem trudne. Łapię się na tym, że pokazuję coś synowi i jestem zaskoczona, kiedy mu się nie podoba – no jak to, mi się w dzieciństwie podobało;) Każdy jest indywidualnością, dobrze jest to uszanować. Ale Bolka i Lolka lubi. Nie słyszałam o tej książce o Aniołach, sięgnę po nią. Ciekawa jestem, czy wspominałaś Panu Grzegorzowi o swojej książce?

    • 04/06/2017
      odpowiedz

      Marzenka! Dziękuję i przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam na Twój komentarz. Tak. Wspomniałam Panu Grzegorzowi o książce, dał mi nawet nieco wskazówek co do wydania pozycji. Wizyta w bibliotece przyniosła również sporo pomysłów na tematy literatury dziecięcej. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość uczestniczenia w tym spotkaniu.

  • 18/05/2017
    odpowiedz

    Kasiu, świetny wywiad, chylę czoła. I świetny rozmówca, a to podstawa dobrego wywiadu;-)

    • 19/05/2017
      odpowiedz

      Dokładnie tak. Pan Grzegorz okazał się niesamowitym rozmówcą. Bardzo chętnie i wyczerpująco odpowiadał na moje pytania. To człowiek z pasją, która widoczna jest już przy pierwszym spotkaniu. Mężczyzna pełen zaangażowania w to, co robi, spełnienia z tego, czym się zajmuje i przy tym bardzo otwarty na czytelników – zarówno tych najmłodszych jak i dużo starszych.
      Dziękuję Kasiu! Usłyszeć od dziennikarki, że wywiad jest dobry, a pytania interesujące to bardzo, bardzo mobilizuje do dalszej pracy 😀

  • 18/05/2017
    odpowiedz

    Zacisze Lenki

    Wspaniały wywiad Kasiu.

  • 18/05/2017
    odpowiedz

    Kasiu, gratuluję wywiadu, bo to naprawdę świetnie przeprowadzona rozmowa!

    Bardzo się cieszę, że pojawiło się pytanie o szatę graficzną, bo byłam tego ciekawa. ? Ponadto z tekstu wyłonił mi się Autor, który jest niezwykle sympatycznym, ciepłym człowiekiem. I ta duma, gdy mowa o synu. ?
    Bardzo lubię serię o detektywie Pozytywce. Swego czasu przygotowałam serię zajęć dla maluchów na podstawie tych książek i pamiętam, że cieszyła się sporym powodzeniem. ?

    • 19/05/2017
      odpowiedz

      🙂 Dziękuję.
      Mnie również urzeka Detektyw Pozytywka, a dzieciaki (moje własne i moje szkolne) zaczytują się w nim od dawna. Nie sięgnęłam jeszcze po najnowszą część, ale na pewno to zrobię.

  • 18/05/2017
    odpowiedz

    Rewelacyjny wywiad, świetne odpowiedzi i bardzo dobre pytania 🙂

    P.S. Podoba mi się nowy szablon 🙂 Niech Ci dobrze służy!

    • 19/05/2017
      odpowiedz

      Ania! Dziękuję Ci. Bardzo bałam się tego wywiadu, a okazało się, że niepotrzebnie. Taki Autor, który z pasją opowiada o swojej pracy jest idealnym rozmówcą 🙂

      Szablon – cieszę się, że Ci się podoba. Ja również jestem bardzo zadowolona 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ