CIESZĘ SIĘ, ŻE TU JESTEŚ

Mam na imię Kasia. Na co dzień uczę, jak wykorzystywać narzędzia wizualne do organizacji zadań, wyznaczania priorytetów, realizowania celów oraz poszukiwania własnej drogi działania.

POZOSTAŃMY W KONTAKCIE

kontakt@mapaedukacji.pl +48531684180

E-BOOK DLA EDUKACJI

e-book projekt edukacyjny

POMÓŻMY DZIECIOM POKOCHAĆ CZYTANIE

Książka, podobnie jak muzyka, to nieodłączny towarzysz mojego życia. Była i jest najważniejszym oraz najbardziej upragnionym prezentem urodzinowym, imieninowym, świątecznym czy wręczanym bez okazji. Wzbudza emocje, pozwala poznać siebie, przenieść się do innego świata, uporządkować codzienny chaos. Książka buduje nasz wspólny rodzinny czas. Każdego dnia pobudza do inicjowania dyskusji oraz do nauki. Właściwie dobrana do wieku i potrzeb moich szkolnych i domowych Skrzatów przezwycięża ich obojętność wobec opowieści na papierze i niechęci do czytania lektur szkolnych.

KANON LEKTUR

Od zawsze wzbudza zainteresowanie. Listy pozycji obowiązkowych i uzupełniających prowokują szumne dyskusje w środowisku rodziców, pedagogów, polityków, a nawet tych osób, którym dość daleko do polskiej oświaty i dobrego wychowania podczas rozmowy – tak rozpoczęłam prawie trzy lata temu jeden ze swoich blogowych postów. Dziś do niego wróciłam. Jednak tym razem chcę zadać następujące pytania: Czemu tak jest, że pozycje z kanonu, które już dawno powinny zostać odłożone na półkę, nadal tam tkwią? Czemu nie są wprowadzane utwory, które rzeczywiście wzbogaciłyby listę i sprawiły, że uczeń chętniej sięgałby po lektury? Co na temat tego kanonu sądzą inni nauczyciele i rodzice?

O opinię poprosiłam osobę, która – podobnie jak ja –na co dzień ma styczność z książkami. Jest nią Ewa Popielarz – założycielka grupy Po drugiej stronie książki znajdującej się na Facebooku, autorka kursu korekty tekstu, która właśnie wczoraj wypuściła w świat pierwszy odcinek swojego podcastu. Jako mama czwórki dzieci, doświadczona redaktorka i korektorka zna potrzeby najmłodszych i propozycje książkowe wielu wydawnictw. Czy wprowadziłaby zmiany w kanonie? Jakie książki jej zdaniem mogłyby się znaleźć na liście szkolnych lektur? Zapraszam do przeczytania dalszej części tekstu.

Szklane dzieci, Kristina Ohlsson, Media Rodzina

***

Jestem rodzicem nieawanturującym się. U nas w domu nie narzeka się na szkołę, ale wzbudza w dzieciach szacunek do niej i do nauczycieli. Mimo to pewnych rzeczy nie rozumiem. Dlaczego przy tak OGROMNYM rynku książek dla dzieci wciąż w pierwszych klasach podstawówki czyta się lektury sprzed potopu, i to bynajmniej nie szwedzkiego?

W starszych klasach jest to jeszcze zrozumiałe. Klasykę trzeba poznać. Chociaż moim zdaniem powinna być przeplatana ze współczesnymi tytułami. Ale większość siedmiolatków dopiero uczy się czytać. Czy nie lepiej dać im do rąk książki napisane w ich języku, ciekawe, może nawet śmieszne? One też mogą ich wiele nauczyć, choć nie ma do nich gotowych scenariuszy lekcji.

Wiele dzieci nie pozna innych książek niż lektury. Wyjdą ze szkoły z przekonaniem, że książki są nudne, trudne i niezrozumiałe.

Owszem, są opowieści uniwersalne, napisane tak, że nawet dziś dobrze się je czyta, np. Dzieci z Bullerbyn (pierwsze wydanie: 1947) albo seria o Mikołajku (pierwsze wydanie: 1959). Ale to chlubne wyjątki. Wiele współcześnie czytanych lektur powinno zniknąć ze szkół już dawno temu, chociażby ze względu na znaczące zmiany w kwestii wychowania, jakie zaszły przez ostatnie dziesięciolecia.

Weźmy takiego Cudaczka-Wyśmiewaczka Julii Duszyńskiej, czyli książkę po raz pierwszy wydaną w 1947 roku. Wciąż jest wybierana jako lektura w pierwszej klasie podstawówki. Tymczasem jeden z rozdziałów opowiada o dziewczynce, która kręci nosem na wszystko, aż w końcu rozlewa zupę na obrus w pensjonacie. Jak reaguje „dobra i cierpliwa” mama? Mówi do córki: „Wstyd mi przynosisz”, daje dziecku klapsa, a ostatecznie zamyka dziewczynkę w pokoju hotelowym i „nie ma zamiaru wracać”. Tak kończy się to opowiadanie.

Pomijam już to, że archaiczna składnia i słownictwo sprawiają, że moja córka – której czytanie nie przychodzi z łatwością – po jednej stronie jest zmęczona, bo co chwilę się zatrzymuje i pyta, co dany fragment znaczy. A serię detektywistycznych komiksów o Misiu Zbysiu z wydawnictwa Kultura Gniewu potrafiła połknąć w tydzień i prosiła o jeszcze.

Czy naprawdę tak trudno by było zastąpić Cudaczka? Spojrzałam na nasze domowe regały z książkami i w ciągu kilku minut znalazłam na półkach trzy tytuły, które traktują o emocjach i radzeniu sobie z różnymi nastrojami.

Można by wyjść od serii „Mr. Men i Mała Miss” wydanej w Polsce przez Egmont – to 47 krótkich książeczek o emocjach i różnych zachowaniach: od radości i dobroci, przez bałaganiarstwo, marudzenie, łobuzowanie, po gadulstwo i lenistwo. Koszt jednej książki to mniej niż 5 zł, więc nawet argumentem cenowym nie ma jak tego pomysłu obalić. Każde dziecko mogłoby przeczytać jedno opowiadanie, a potem wymieniłyby się przemyśleniami.

Dla nieco starszych poleciłabym Uczucia Janusza Leona Wiśniewskiego (wyd. Tadam). To proste historie pisane z perspektywy kilkuletniego chłopca, który zmaga się z codziennością. Opowiadania są krótkie, każde z nich dotyczy konkretnego wydarzenia z jego życia, a autor dodaje od siebie tytuł – nazwę uczucia, które zostało opisane. Czasem to mocne słowa, jak „nienawiść” czy „zazdrość”. Wszystkiego dopełniają przepiękne rysunki Ani Jamróz i nietypowo pocięte kartki – warto pokazać dzieciom, że książka może być niezwykła nawet w formie. A same ilustracje, np. marzenia ulatujące z rąk chłopca jak papierowe motyle, mogą posłużyć jako wstęp do lekcji plastyki, w czasie której uczniowie wyrażą swoje uczucia i emocje na papierze, ale bez słów.

Całości mógłby dopełnić pop-up wydawnictwa Mamania Kolorowy potwór. To przestrzenna książka, w której otwieramy pojemniki z uczuciami i pomagamy sympatycznemu potworowi poustawiać je równo na półkach. Bo każde uczucie ma swoje miejsce, trzeba tylko umieć je nazwać.

*

To jeden z wielu przykładów tego, jak można by zastąpić stare lektury współczesną bogatą literaturą dla dzieci i pokazać najmłodszym uczniom, że książki nie muszą być nudne. Naprawdę jest w czym wybierać. Wystarczyłoby odmłodzić kanon lektur o jakieś… 50–60 lat.

***

NAJPIĘKNIEJSZA ZABAWA CZY PRZYKRA KONIECZNOŚĆ?

O rety przyroda, Tomasz Samojlik, MULTICO Oficyna Wydawnicza

Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła – mówiła Wisława Szymborska. Niech więc będzie zabawą, a nie przykrą koniecznością. Niech lektury poruszają zagadnienia, z którymi spotykamy się na co dzień. Każdy chce być akceptowany, mieć obok siebie kogoś, kto go rozumie. Każdy potrzebuje w swoim życiu ciepła i miłości. Dziecko również. Zaproponujmy więc naszym najbliższym pozycje wartościowe, które nie tylko bawią, ale również uczą – konsekwencji, odpowiedzialności, miłości. Zachęcajmy do czytania dobrych, wartościowych utworów.

Jeśli tylko masz na swojej liście świetną książkę, która może być skierowana do dzieci ze szkół podstawowych, daj znać. Zapisz jej tytuł i autora w komentarzu. Będę Ci bardzo wdzięczna. Stwórzmy wspólnie współczesny kanon lektur szkolnych i pomóżmy dzieciom pokochać czytanie.

Serdeczności.
Kasia

ZOSTAW ODPOWIEDŹ